Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/31

Ta strona została skorygowana.
—  11  —

nie i zostawił ten wielki spadek. Czwarty brat, Tobiasz Holofernes, umarł w tem samem mieście, a jego jedyny syn, Nahum Samuel, jest oszustem.
— Jakto?
— Czy pan tego nie widzi? Ja nie przeczuwałem niczego. Ojciec pisywał jakiś czas do obydwu braci w Fayette, ale to potem ustało i zapomniano wzajemnie o sobie. Oddalenia w Stanach są tak wielkie, że wkońcu nawet bracia znikają sobie z oczu. Po śmierci ojca prowadziłem interes z różnem powodzeniem, a z zyskiem tak małym, że ledwie wystarczało mi na życie. Wtem spotkałem się w Hoboken z Niemcem, który świeżo przyjechał był z Plauen. Zapytałem go oczywiście o swoich tamecznych krewnych i dowiedziałem się ku memu zdziwieniu, że odziedziczyli po stryju Habakuku gotówką sto tysięcy talarów. A ja nic! Myślałem, że mnie szlak trafi! Miałem prawo żądać swego udziału i napisałem do Fayette z dziesięć, a może więcej listów, lecz nie dostałem odpowiedzi. Wobec tego sprzedałem w krótkiej drodze interes i udałem się tam.
— Całkiem słusznie, całkiem słusznie, kochany bracie! A skutek?
— Nie było żadnego skutku, ponieważ ten ptaszek zrobił się niewidzialnym. Wyleciał.
— Jaki ptaszek?
— Szczególne pytanie! Może się pan domyślić! W Fayette przypuszczano, że stary Józef Habakuk zmarł w dobrych stosunkach, ale nie przeczuwano, żeby był aż taki bogaty. Prawdopodobnie nie okazywał tego ze sknerstwa. Brat jego, Tobiasz Holofernes, był bardzo ubogi i umarł przed nim, Habakuk więc wziął do siebie jego syna, a swego bratanka, Nahuma Samuela. Ten właśnie jest oszust. Nie mógł on wprawdzie tych stu tysięcy talarów nie posłać do Plauen, ale z resztą pieniędzy zabrał się gdzieś w świat. Tak przepadło drugich sto tysięcy talarów, które ja powinienem był dostać.
— On prawdopodobnie i moje pieniądze zabrał.
— Pewnie!