ścisz syna swej córki, a wszyscy wojownicy Komanczów wielbić będą moją odwagę, że naraziłem swą wolność i życie, aby tych białych ludzi oddać w twe ręce.
— Więc chodź!
Powrócili na miejsce, gdzie czekali na nich Komancze, którym Czarny Mustang oznajmił w krótkich słowach wynik zwiadów i co postanowił. Czerwoni nie mogli zatem spocząć, ani się wyspać, przeciwnie mieli przed sobą marsz nocny. Mimoto, nie wybuchając wprawdzie głośnymi okrzykami, z radością przyjęli rozkazy wodza, gdyż nadarzała im się sposobność zdobycia koni, broni i przeszło trzydziestu skalpów, dzięki czemu przynajmniej część ich spodziewała się odzyskać w pewnej mierze honor utracony. W kilka minut potem wyruszyli do Estrecho de Kuarco, metys zaś odjechał do szapo-gaska.
Podróż była przez to uciążliwa, że wielką część jej musieli przebywać w nocy, nadto jeszcze przez okolice, które sprawiały wielkie trudności w pochodzie. Nie mogli bowiem krótszej i wygodniejszej drogi obrać, gdyż zachodziła obawa, że biali pójdą prawdopodobnie tą drogą i natrafią na ślady Komanczów.
Indyanie szli zatem śmiało przez całą noc górami, oraz niewygodnemi dolinami i parowami. Kiedy dzień nastał, zatrzymali się na krótki spoczynek, aby odsapnąć i posilić się zimnem mięsem bawolem. Potem ruszyli dalej i to z taką skwapliwością, że jeszcze przed południem przybyli w pobliże Estrecha.
Okolica, w której leżała ta miejscowość, nadawała się bardzo do ich celów. Było tu wązkie, porosłe gęstym lasem, pasmo gór, ciągnące się ze wschodu na zachód. Przed samym końcem jego znajdowało się głębokie z północy na południe prowadzące wcięcie, które mogło powstać przez niszczącą zwolna działalność wody, albo też wskutek nagłego wybuchu potęg wulkanicznych i oddzieliło pasmo gór od ostatniej stromo i chaotycznie opadającej części wyżyny. Wspomniane więc wązkie pasmo gór tworzyło język, wysuwający się na równinę, z od-
Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/316
Ta strona została skorygowana.
— 250 —