Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/33

Ta strona została skorygowana.
—  13  —

był schwycił moich sto tysięcy talarów i mógł żyć in dulci jubilo, jak spadkobiercy Timpego.
— Hm! To może jeszcze nastąpić.
— Trudno! Mnie także przyszło później na myśl, że stary Józef Habakuk był bardzo bogaty i że jego bratanek, Nahum Samuel, uciekł z pieniędzmi. Szukałem tego drugiego przez kilka lat, ale, jak już powiedziałem, napróżno.
— Ja także go szukałem z tym samym skutkiem, lecz tylko do niedawna, gdyż mam już ślad jego.
— Ślad... je... go. Jak... co... naprawdę? — zawołał Kazimierz, zrywając się tak nagle z miejsca, że wszyscy obecni zwrócili na to uwagę i skierowali ku niemu spojrzenia.
— Cicho, spokojnie! — upomniał Hazael. — Nie trzeba tak prędko się rozdrażniać. Słyszałem z ust niezawodnych, że niejaki Nahum Samuel Timpe, dawniej rusznikarz, stał się teraz bardzo bogatym i mieszka w Santa Fé.
— W Santa Fé? Musimy się tam udać bezzwłocznie, obydwaj, ja i pan!
— Zgadzam się na to, bracie! Miałem właśnie zamiar odszukać go i zmusić do wydania całej kwoty wraz z procentami. Wiedziałem, że będzie to trudne zadanie, dlatego cieszę się, że pana spotkałem, gdyż dwom przyjdzie to z większą łatwością. Wystąpimy wobec niego w ten sposób, że ze strachu przyzna się do swego czynu niecnego i wypłaci nam pieniądze natychmiast. Jesteśmy westmanami i zagrozimy mu prawem preryi. Prawda?
— Samo się przez się rozumie! — potwierdził Kazimierz skwapliwie. — Co za szczęście, że pana spotkałem, pana, pana, pana? Czy to nie głupota, że jako bracia stryjeczni nazywamy siebie panami; my, tacy blizcy krewni i towarzysze niedoli?
— Mnie także się tak wydaje.
— A więc zawrzemy braterstwo i będziemy mówili do siebie: ty. Dobrze?
— Zgoda. Oto moja ręka. Uderz w nią! Napełnijmy