Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/40

Ta strona została skorygowana.
— 18  —

bie lub komukolwiek na coś pozwalam, ciekaw byłbym widzieć takiego, któryby usiłował do tego nie dopuścić!
— Jesteście gburem, sir!
— Well. Przyjmuję tę odpowiedź, gdyż widzę, że zaczynam ci się podobać. Staraj się, żebyś i ty mnie się trochę spodobał, gdyż tak z tobą będzie, jak u spadkobierców Timpego!
— Spadkobierców Timpego? Któż wy właściwie jesteście, sir?
— Ktoś, kto nie ścierpi, by uchybiano Winnetou, lub Old Shatterhandowi. Więcej ci wiedzieć nie potrzeba. Bywaj zdrów, my boy, i schowaj swoje szydełko, ażebyś przypadkiem nie ukłuł siebie samego!
Kaz wrócił do swego stołu i usiadł wygodnie. Metys śledził jego ruchy płonącemi oczyma, gotował się już do skoku za tym, który go obraził, w celu przebicia go nożem, ale nie zdołał tego dokonać. Było coś w postawie tego długiego, cienkiego człowieka, co krępowało mu nogi. Schował nóż, zajął miejsce napowrót przy towarzyszach i mruknął na swoje usprawiedliwienie:
— To błazen widocznie, niezdolny obrazić rozsądnego człowieka. Niech sobie papla!
— Papla? — odrzekł engineer. — Przeciwnie, mnie się zdaje, że to człowiek niebezpieczny. Cieszy mnie to, że się ujął za Old Shatterhandem i Winnetou, ponieważ ich czyny i zdarzenia z ich życia są dla mnie najulubieńszym tematem rozmowy. Zobaczę, czy ich zna rzeczywiście. A zwróciwszy się do drugiego stołu, zapytał:
— Przedstawiacie się jako westmani, sir. Czy zetknęliście się kiedy z Old Shatterhandem, albo z Winnetou?
— Ile razy! — odrzekł Kaz, a jego mysie oczka zaiskrzyły się z zadowolenia. — Widziałem obydwu.
— Czy przez czas dłuższy?
— Jeździłem z nimi przez dwa tygodnie.
— Co? Ty? — zawołał zdumiony Haz. — Ty przebywałeś w towarzystwie dwu największych westmanów i nie wspomniałeś mi jeszcze o tem?