giwały raczej na nazwą skoków, a Haz i zarządca za nim. Twarz promieniała mu radosnem podnieceniem. Ujrzawszy Apacza i jego białego przyjaciela, rzucił się poprostu ku nim, wyciągnął do nich obie ręce na powitanie i zawołał:
— Tak, to oni, to oni! Nie pomyliłem się! Co to za radość dla mnie, co za radość! Podajcie ręce, panowie, niech je uścisnę i...
Utknął w połowie zdania, opuścił ręce, cofnął się o krok i mówił dalej ciszej i tonem usprawiedliwienia:
— Proszę o przebaczenie, mister Shatterhand i mister Winnetou! Radość mnie oszołomiła. Do takich ludzi, jak wy, nie krzyczy się w ten sposób, lecz czeka się spokojnie, dopóki oni nie raczą zauważyć mówiącego.
Na to wyciągnął doń Old Shatterhand prawicę i odrzekł z przyjacielskim uśmiechem:
— Nie mamy co raczyć, mister Timpe. Tu na Zachodzie wszyscy uczciwi ludzi są sobie równi. Oto moja ręka. Skoro ją chcecie uścisnąć, to uczyńcie to swobodnie.
Kaz pochwycił rękę Old Shatterhanda, potrząsnął nią z całej siły i zawołał w zachwycie:
— Mister Timpe, mister Timpe mnie nazywacie? Więc jeszcze mnie znacie? Nie zapomnieliście o mnie, sir?
— Nie zapomina się tak łatwo o człowieku, z którym się tyle przeżyło, co podówczas my obaj z wami i towarzyszami.
— Tak, tkwiliśmy wtedy w strasznie gęstem błocie. Mieli nas zmuchnąć do szczętu, a wyście nas wyciągnęli. Nie zapomnę wam tego nigdy, nigdy! Wierzcie mi! Przed chwilą dopiero mówiliśmy o tej przygodzie. Czy Winnetou, wielki wódz Apaczów, pozwoli, że go także powitam?
Zapytany podał mu rękę i rzekł swym poważnym a łagodnym zarazem, głosem:
— Winnetou pozdrawia swojego białego brata i prosi go, żeby usiadł tu z nami.
Na to wstał engineer, przystąpił bliżej, skłonił się bardzo grzecznie i rzekł:
Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/49
Ta strona została skorygowana.
— 25 —