w chwili, kiedy zniknął drugi z nich, wszedł nowy przybysz. Był to Indyanin, ubrany w niebieską koszulę kaliko, skórzane spodnie i takież mokassyny. Za pasem miał nóż jako jedyne uzbrojenie. Włosy spadały mu na plecy jak kobiecie, a na szyi jego wisiał na rzemieniu dość duży woreczek z lekami.
Stanął w drzwiach, aby przyzwyczaić oczy do światła, ponieważ przychodził z ciemności, przebiegł wzrokiem większą izbę i przeszedł wolno do mniejszej. Czerwonoskóry nie był tu oczywiście zbyt rządkiem zjawiskiem, dlatego Chińczycy zwrócili nań ledwie uwagę. W mniejszej izbie, zajętej przez białych, również nie wywołała jego osoba żadnego wrażenia. Ten i ów spojrzał nań tylko na chwilę i odwrócił się do towarzyszy. Indyanin przeszedł pomiędzy stołami w pokornej postawie, jak człowiek, który czuje, że obecność jego ledwie jest cierpiana, i przykucnął nieopodal kominka.
Na widok Indyanina drgnęła twarz skuta na chwilę, ale tak przemijająco, że prawie nikt tego nie spostrzegł. Obydwaj udawali, że nie istnieją dla siebie, ale od czasu do czasu wymykały się im z pod spuszczonych rzęs to w jedną, to w drugą stronę spojrzenia, które obaj rozumieli widocznie. Wtem podniósł się skut od stołu i poszedł ku drzwiom zwolna, leniwie, jak gdyby bezmyślnie i bez celu.
Dwóch jednak ludzi zastanowiła ta zbyt wyraźnie okazywana bezcelowość: byli to Winnetou i Old Shatterhand. Natychmiast odwrócili pozornie oczy od drzwi, ale właśnie tylko pozornie, gdyż kto zna wprawne oko westmana, ten wie, że umie ono dopuszczać z boku tyle promieni, ile potrzeba, aby dokładnie widzieć, co się dzieje tam, gdzie twarz nie jest skierowana.
Już koło drzwi odwrócił się skut na kilka sekund, a widząc, że żadne oko na niego nie patrzy, szybkim, krótkim ruchem ręki dał Indyaninowi znak, który mógł być zrozumiany tylko na podstawie poprzedniej umowy. Potem zwrócił się znowu do drzwi i wyszedł w noc ciemną.
Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/60
Ta strona została skorygowana.
— 34 —