— Old Shatterhand? Uff! Owa bardzo sławna blada twarz!
— Z którą śmiało możesz jeść wspólnie. Zbliż się do nas, jedz i pij!
Zamiast posłuchać tego wezwania, powlókł Indyanin dokoła wzrokiem, jak gdyby kogoś szukał, a potem zapytał:
— Nie widzę męża czerwonego, który z tobą siedział. Gdzie on?
— Jest pewnie w drugiej izbie.
— Nie zauważyłem, kiedy wyszedł. Skoro ty jesteś Old Shatterhand, to on będzie chyba Winnetou, wódz Apaczów.
— Tak jest w istocie. A gdzie twój koń?
— Nie jeżdżę konno.
— Tak? Upsaroka, znajdujący się o tyle dni drogi od swego szczepu, nie ma konia! Czy utraciłeś go po drodze?
— Wcale nie wziąłem go z sobą.
— Ani broni, oprócz noża?
— Żadnej.
— To niewątpliwie dla ważnych powodów uczyniłeś?
— Złożyłem przysięgę, że wyruszę bez konia i tylko z nożem.
— Czemu?
— Bo Komancze także nie mieli koni, ani innej broni.
— Komancze? A gdzież oni byli?
— W pobliżu naszych ówczesnych pastwisk w Dakocie.
— Komancze? Tak daleko na północy? To szczególne!
Old Shatterhand od dłuższego czasu już nie wierzył czerwonoskóremu, ale nie dał tego poznać po brzmieniu swego głosu. Czerwonoskóry rzucił nań niemal pogardliwe spojrzenie i odparł:
— Czy Old Shatterhand nie wie, że każdy indyań-
Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/63
Ta strona została skorygowana.
— 37 —