Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/66

Ta strona została skorygowana.
—  40   —

ręką, a szybkim ruchem prawej wydarł mu nóż i powtórzył:
— Zostaniesz! Zaczekamy, dopóki nie wróci Winnetou. Potem się rostrzygnie, czy wolno ci będzie odejść, czy nie. Przykucnij tam znowu, gdzie przedtem siedziałeś. Za próbę ucieczki dostaniesz kulą w łeb!
Old Shatterhand rzucił nim na wymienione miejsce. Indyanin upadł, chciał się poderwać, lecz rozmyślił się i pozostał w postawie siedzącej.
Old Shatterhand usiadł znów, by jeść dalej i położył obok siebie odwiedziony rewolwer, by nadać większej wagi swej groźbie.
Przerwana wieczerza odbywała się w dalszym ciągu, ale rozmowa już utykała. Po jakimś czasie powrócił skut i usiadł na swojem miejscu. Ujrzawszy Indyanina w tej samej postawie, co przedtem, nie domyślił się, że tu coś zaszło tymczasem. Zarządca i dozorca, którzy siedzieli z nim razem, powiedzieli mu o tem, on zaś słuchał z pozornym spokojem, chociaż wewnętrznie z pewnością nie mało się obawiał. Jakkolwiek bowiem wątpił, czy go Winnetou zauważył, to jednak musiał liczyć się z tem, że go podsłuchał.
Wykradając się poprzednio przez tylne drzwi, powiedział sobie Apacz, że skuta trzeba szukać na przodzie. Zaczął więc w tym kierunku się skradać wielkim łukiem. Szerokie, otwarte drzwi gospody przepuszczały dużo światła. Jeśli więc idąc naprzód, miało się je ustawicznie na oku, musiało się widzieć każdego, ktoby się znalazł pomiędzy niemi a okiem.
Winnetou okrążał coraz dalej i dalej, ale napróżno. Zatrzymywał się często i nadsłuchiwał w ciemności nocnej, również bez skutku. Wrócił się i zaczął nanowo, lecz i tym razem niczego nie osiągnął. Na tem stracił sporo czasu, zanim ujrzał jakąś postać, zbliżającą się z boku do gospody. Skoro dostała się do drzwi i weszła, poznał Winnetou, kto to był.
— Uff! To był skut — rzekł do siebie Apacz. — Widocznie nie miał żadnego ukrytego zamiaru, dlatego da-