Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/69

Ta strona została skorygowana.
—  41   —

remnie go tutaj szukałem. Winnetou się raz pomylił, a Old Shatterhand zdziwi się tem bardzo.
Nie starał się już teraz powracać ukradkiem, lecz wszedł przedniemi, jasno oświetlonemi drzwiami. Gdy go skut spostrzegł, poczuł, że tętno mu się przyśpiesza. Teraz musiało się pokazać, czy Apacz co podsłuchał, czy nie.Usiadł on obok Old Shatterhanda, który powiadomił go o wyniku przesłuchania, a na końcu zcicha zapytał:
— Czy memu czerwonemu bratu sprzyjało szczęście?
— Winnetou nie mogło ani szczęście sprzyjać, ani nieszczęście spotkać, ponieważ się pomylił. Nie było nic nadzwyczajnego.
— Cóż teraz należy myśleć o znaku, danym czerwonemu przez skuta?
— To nie był znak, lecz mimowolny ruch ręki.
— W takim razie i ja pomyliłbym się, a w to trudno mi uwierzyć. Ten Indsman nie jest Upsaroka, lecz Komancz.
— Czy zrobił co złego mnie, tobie, albo komuś innemu?
— Oczywiście, że dotąd jeszcze nie.
— Wobec tego nie można z nim postępować, jak z wrogiem. Niech mój brat Shatterhand puści go wolno
— Ha, dobrze, skoro sobie tak życzysz. Przyznaję jednak, że czynię to bardzo niechętnie.
Po tych słowach powiedział czerwonoskóremu, że może się oddalić. Indyanin powstał zwolna i zażądał zwrotu noża. Otrzymawszy go, wsunął go za pas i rzekł:
— Ten nóż dostał dziś nową robotę, gdyż złożyłem sobie drugą przysięgę. Old Shatterhand dowie się niebawem, czy będzie także tak osobliwa, jak poprzednia.
Po tej groźbie oddalił się szybkim krokiem. Twarz skuta przybrała była w ostatniej chwili wyraz wielkiego zaniepokojenia i trwożnego oczekiwania, teraz jednak zmieniła się tak dalece, że w rysach jej wyczytać było można wyraźne, niepohamowane szyderstwo. Old Shatterhand zauważył to równie jak Winnetou, który szepnął:
— Niech się mój brat przypatrzy metysowi!