zdołano pochwycić. „Jeden“ żył wyłącznie w wyobraźni a „poszczególne“ w rzeczywistości.
Za czasów Winnetou i Old Shatterhanda istniał także „czarny mustang“, z którym sprawa miała się podobnie, a prócz tego nieco inaczej. Nie był to koń dziki, lecz wyszkolony, nadzwyczajnie wytresowany, a był własnością wodza Komanczów Naiini. O nim opowiadano także bardzo dziwne historye. Posiadał podobno wszystkie zalety w niebywałym dotychczas stopniu; w żadnej walce nie odniósł rany, nie potknął się, ani nie upadł, nie doścignął go żaden prześladowca i dotychczas — przepraszam za wyrażenie traperskie[1] — jeszcze nigdy nie zdechł.
Koń ten żył jeszcze za przodków, wyszedł z dziadkiem nieuszkodzony ze wszystkich bitew, potem przeniósł ojca przez niebezpieczeństwa i śmierć i trzymał się tak świetnie u obecnego wodza, że ten dla uczczenia siebie i zwierzęcia przybrał nazwę konia „Czarny Mustang“ — Tokwi Kawa.
Jak święcie byli przekonani Indyanie, że sztuciec Old Shatterhanda jest strzelbą zaczarowaną, tak z drugiej strony, z wyjątkiem członków szczepu Naiini, którzy wiedzieli o tem lepiej, twierdzili, że natura „czarnego mustanga“ jest taka, jak istota leku, wziętego oczywiście jako określenie czegoś nadzmysłowego, niepojętego. Wiara ta przynosiła właścicielowi konia szacunek i korzyści. Unikano zaczepki zarówno z nim samym, jako też z jego plemieniem, w przekonaniu, że niepodobna go uszkodzić zarówno jak jego konia. Uchodził wprost za niezwyciężonego. Jako sprytny człowiek wyzyskiwał to chytrze, a wyniki tego okazały się niebawem i spotęgowały jego pewność siebie. Wraz z dumą i bezwzględnością zwiększała się z czasem jego nienawiść do białych wogóle i wrogów czerwonych, aż wkońcu sam w to uwierzył, że niema człowieka, któryby się mógł z nim zmierzyć.
- ↑ Trapper, łowiec, który zastawia w puszczach Ameryki północnej sidła na zwierzęta, dające dobre futro.