Komanczów. Trzej zaczekali, a czwarty wstąpił do shopu aby wywołać niespotrzeżenie metysa. Ten wyszedł ale ponieważ nie czuli się tu bezpiecznie, przeto zwrócili się ku tylnej stronie. Dlatego mój brat Winnetou szukał ich tutaj napróżno. Metys porozumiał się z trzema czerwonymi i wrócił do nas, oni zaś poszli na miejsce, gdzie oczekiwali Juwaruwy, a gdy się on zjawił, chcieli już całkiem się oddalić, a wtedy natknęli się na obydwu Chińczyków.
— Czego ci mogli tam szukać? — zapytał inżynier.
— Powiedzą nam to sami — odrzekł Old Shatterhand z ufnością w siebie.
— Jakże dojdziemy, którzy to Chińczycy byli? Wszak mamy ich tutaj tylu!
— To już nasza rzecz. Zdajcie się na to spokojnie!
— Czy nie zbadamy także ich śladów?
— Teraz nie jeszcze. Musimy najpierw pójść do metysa i pokierować sprawę tak, żeby on stąd uciekł?
— Uciekł? — spytał inżynier, zdumiony w najwyższym stopniu. — Co za osobliwa myśl!
— Jakto?
— Albo jest on najzacniejszym człowiekiem, za jakiego ja go uważam, a w takim razie nie potrzebuje uciekać albo łotrem, który chce nas wydać Indyanom, a w takim razie nie możemy mu pozwolić uciec.
— Tak sądzicie wy, ale ja inaczej sądzę. To wnuk wodza Komanczów, Tokwi Kawy. Wśliznął się do was pod maską rzetelności, aby was wydać swemu dziadkowi. Czarny Mustang wysłał tu dziś czterech ludzi, a może i sam był z nimi, aby oznaczyć czas i rodzaj napadu. Ja nawet przypuszczam, że sam był tutaj. Co na to mój brat Winnetou?
— Czarny Mustang był tutaj — odrzekł Apacz z taką pewnością, jak gdyby widział go na własne oczy.
— Oczywiście, gdyż tylko taki wojownik jak on mógł wpaść na myśl ukradzenia nam koni. Usłyszał jednak, że tu jesteśmy i wstrzyma się narazie z napadem, dopóki my nie opuścimy obozu. Dla waszego bezpie-
Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/95
Ta strona została skorygowana.
— 63 —