Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/99

Ta strona została skorygowana.
—  67   —

— Ściągnąć zgubą? — zapytał przerażony dozorca. — Jakto?
— Ten drab schodzi się z wrogimi Indyanami, którzy zamierzają prawdopodobnie napaść na obóz i przemycił się do was pod fałszywem imieniem, aby im całą sprawę ułatwić.
— Z Indyanami? Czy to być może?
— Tak, czerwony, który był przedtem tutaj, był ich szpiegiem, a przyszedł po to, by tamtego łotra do nich wysłać. Widzieliśmy, jak sobie znaki dawali.
— Kto jest tym łotrem? Powiedzcie, sir, powiedzcie!
— Później! Najpierw postaram się o dowody. Widzicie, że idę ciągle jego śladami, a niebawem zobaczycie, dokąd one prowadzą.
Old Shatterhand szedł dalej śladem, a oni za nim, aż stanął, poświecił na ziemię i powiedział:
— Popatrzcie tutaj! Tu czekali trzej Indyanie na niego, a czwarty, imieniem Juwaruwa, znajdował się u nas w shopie i dawał mu tajemne znaki. Zbadajcie dokładnie, czy te odciski pochodzą od nóg Indyan!
Wtem rzekł Haz, rozciągając ze złością swój długi czarny wąs.
— Na to nie potrzeba długiego badania, sir. To widać na pierwszy rzut oka, że idzie o czerwonych. Do pioruna! Obóz w niebezpieczeństwie. Pokażcie nam tego draba, żebyśmy go trochę powiesili! Drzew tu podostatkiem, a mają ładne, mocne konary.
— Zaczekajcie jeszcze chwileczkę! Musimy jeszcze pójść dalej śladem. Zobaczycie całkiem wyraźnie ,jak chodził.
Metys stał przy tem i słyszał oczywiście wszystko. Old Shatterhand puszczał czasem światło po jego twarzy i widział jak ten błędnym, strwożonym, wzrokiem, rzucał na otaczających go ludzi.
Wszyscy poszli dokoła shopu, gdzie Old Shatterhand znów się zatrzymał i objaśnił:
— Potem skierowali się tędy i stali tutaj dłużej, jak tego dowodzą ślady. Na przodzie nie czuli się bez-