miał taką minę, jakgdyby asystował przy spotkaniu sułtana Stambułu z cesarzem chińskim.
Przepowiednie moje sprawdziły się: odnaleźliśmy kotlinę. Po jakiejś godzinie na wschodzie zarysowała się ciemna linja lasu.
Tworzył w kotlinie długi prostokąt o szerokości niezbyt wielkiej. Nie ulegało wątpliwości, że siedemdziesięciu Indjan przeszuka go najdokładniej w przeciągu godziny. Ponadto trzeba było uwzględnić i tę okoliczność, że nie można było ustalić miejsca, w którem Komanczowie rozłożą się obozem.
Mogli przecież wybrać to samo miejsce, co i my. Nawet w przeciwnym wypadku należało liczyć się z możliwością, że nas odnajdą. Przecież mógł nas zdradzić pierwszy lepszy drobiazg, naprzykład parsknięcie konia Dżafara. Koń ten bowiem dotychczas nie nosił na grzbiecie westmana, więc jak każde niewyszkolone zwierzę z pewnością parskał, ilekroć czuł bliskość innych koni. Dlatego też na zapytanie Perkinsa, gdzie się ukryjemy, odrzekłem:
— Nie będziemy się wcale ukrywać.
Strona:Karol May - Dżafar Mirza I.djvu/104
Ta strona została skorygowana.