la przebiła torbę. Równocześnie niemal wódz wydał okrzyk przerażenia.
— Wstrzymaj się, nie strzelaj!
— Więc wystawisz totem?
— Tak. Ale nie mam na czem malować.
— Zwykliście nacinać wasze znaczki na skórze i nacierać je czerwoną farbą. Niestety, nie mam tutaj skóry. Dam ci więc papier i ołówek.
— Nie umiem pisać sposobem białych; nie potrafię stworzyć mówiącego papieru.
— Pismo twe nie jest przeznaczone dla naszych wojowników, lecz dla twoich. Dam ci kilka kartek z mego notatnika. Łatwiej ci będzie namalować coś ołówkiem, niż naciąć skórę.
Spojrzał na mnie badawczo. Na twarzy pojawił się odcień zadowolenia, którego znaczenie, niestety, dopiero później zrozumiałem. Po chwili rzekł:
— Jak chcesz. Spróbuję. Przedtem musisz mnie zwolnić z więzów.
— Na kilka minut zdejmiemy ci więzy z rąk, abyś mógł pisać.
Tak się stało. Stanąłem zboku, aby unie-
Strona:Karol May - Dżafar Mirza I.djvu/135
Ta strona została skorygowana.