wiadać po angielsku, ze swoim specyficznym akcentem wschodnim, jak dostał się w ręce czerwonych.
Bronił się, dwóch Indjan padło od jego kul. Stąd krew, którą widziałem. Związano go mocniej, niż pozostałych, i oświadczono, że czeka go najstraszliwszy rodzaj śmierci. Traktowano go jak psa.
Rozmowa trwała czas dłuższy. Ciekaw byłem pewnych szczegółów jego życia, nie śmiałem jednak dopuszczać się niedyskrecji.
Nie ulegało w żadnym razie wątpliwości, że to człowiek wykształcony na wzorach europejskich. Z pewnością przebywał czas dłuższy na Zachodzie.
Po chwili, kiedy wyprzedziłem ich nieco, wydało mi się, że o mnie rozmawiają, gdyż stłumili głos i zwolnili kroku.
Perkins zapytywał kilkakrotnie, czy nie chcę dosiąść konia. Nie skorzystałem z propozycji. Minęła noc, nadszedł ranek. Gdy się nieco rozjaśniło, Perkins rzekł:
— Komanczowie rozpoczęli poszukiwania. Wkrótce znajdą muły, sir.
— Oczywista. W lesie wilgotno, więc śladów naszych widać nie będzie. Czerwoni
Strona:Karol May - Dżafar Mirza I.djvu/95
Ta strona została skorygowana.