Strona:Karol May - Dżafar Mirza II.djvu/127

Ta strona została skorygowana.

zumem prześcignie ojca. Cieszy to mą duszę, a jednak wołam: biada, biada! Trzody moje rosną, namiot powiększa się. O złoto, bogactwo, wielbłądy, konie, owce, kozy, barany! Czy u ciebie tak samo? Czy zbierasz grube tłuste mleko? A może owoce daktyli twoich toczą robaki. Jeżeli tak, używaj daktyli tylko na pokarm dla koni. O biedo, o trosko, o klęska! Jakże rośnie trawa w Dżermanistanie? Czy wiatry nie poszarpały twego namiotu? Jeżeli są w nim dziury, załataj! Niepozorny otworek rozrasta się szybko. O deszcze, wiatry — oszczędzajcie namiot emira Kara ben Nemzi effendi! U nas pełnia, a u ciebie? Uciekaj przed występkami, gdyż rozmnażają się jak mrówki po stepie. Nie dawaj wielbłądom zbyt wiele paszy, ćwicz w nich cierpliwość. Niechaj konie twe śpią pod gołem niebem; tylko klacz ukochaną zabieraj do namiotu! Nie dokuczajcie jej, o nocy, i ty, roso! Strzeż się przeziębienia i grzechu. Przeziębienie zabija ciało, grzech duszę, a byłoby mi żal przyjaciela! Wierzaj mi, jestem twym przyjacielem i obrońcą. Myśli twoje są w Persji, moje również. Pojadę bowiem