Strona:Karol May - Dżafar Mirza II.djvu/131

Ta strona została skorygowana.

widok zatrzymał konia i chwycił za strzelbę. Okazałem mu więcej zaufania, niż on mnie; zbliżyłem się doń i pozdrowiłem przyjaznem sallam aaleikum. W pierwszej chwili nie odpowiedział, obrzucając mnie ponurem spojrzeniem. Dopiero po jakimś czasie nie odpowiadając na me pozdrowienie, rzekł:
— Jesteś Turkiem, wysłanym przez paszę Mossulu?
— Nie — odparłem.
— Nie zaprzeczaj! Twoja twarz ma jasny połysk mieszkańców miast.
Nie zdążyłem się jeszcze w podróży opalić. — Wiedząc, że Beduini nie znoszą urzędników paszy, zwłaszcza poborców, rzekłem:
— Cóż mnie pasza obchodzi? Jam wolny człowiek, a nie jego poddany.
— Jakże Turek mienić się może wolnym człowiekiem? — odparł pogardliwie. — Tylko Bedawi[1] jest wolny.
— Nie jestem Turkiem.

— Możeś Frankiem? — spytał ironicznie. — Cóż za kłamstwo! Żaden Frank nie

  1. Beduin.