ku. Czyny te przemówiły mocniej do serca mojej Hanneh, niż najpiękniejsze słowa. Długo po twem odejściu siedziała cicho w swym namiocie i słuchała rozmów o tobie, prowadzonych za ścianą. Stałeś się jej chajali[1].
Położyła swą białą dłoń na rękojeści mego miecza, iżbym nie mógł wyciągnąć go z pochwy. Pamiętasz zapewne, żeśmy wtedy obydwaj pokonali i obezwładnili na długi czas wrogów Haddedihnów. Gdym został szeikiem, znów się przeciw nam zmówili. Chciałem ich pokonać mieczem. Hanneh oświadczyła, że ty na mojem miejscu uciekłbyś się nie do przemocy, lecz do podstępu. Poradziła mi, abym powaśnił ze sobą nieprzyjaciół, i dała mi kilka wskazówek, jak do tego doprawadzić. Zrezygnowałem więc z walki, a jednak siła moja wzrosła w dwójnasób.
— Hm! — mruknąłem, uśmiechając się pod wąsem. — Sądzisz więc, drogi Halefie, że Hanneh dobrze ci poradziła?
— Hm! — mruknął również, ale bez uśmiechu, i rzekł po chwili namysłu: — Czy wolno mi zwierzyć się z czemś przed tobą?
- ↑ Ideał.