Strona:Karol May - Dżafar Mirza II.djvu/7

Ta strona została skorygowana.

— A jednak pan powinien — odparł z ulgą. — Oddamy panu wodza w nienaruszonym stanie.
— Tak — potwierdził Dżafar. — Nie jestem ani tchórzem, ani idjotą.
Wiedziałem, że można mu ufać o wiele bardziej, niż Perkinsowi, Cóż mi wpadło do głowy, żem proponował Perkinsowi udanie się do Indjan? Przecież ta wyprawa djablo niebezpieczna. Ani Pers, nieznający stosunków tutejszych, ani tchórzliwy Perkins nie nadawał się do niej. Wypadało mi zostawić wodza pod ich opieką.
Miejsce grobów wodzów było mi znane. Na południowym stoku góry Makik-Natun widnieje wgłębienie o stromych ścianach. Cztery groby mieszczą się obok siebie na zachodniej stronie wgłębienia; niema tam drzew, rosną jedynie krzewy. Z kąta wgłębienia wytryska z żółtego kamienia źródełko. Według wszelkiego prawdopodobieństwa nad nim to Indsmani rozbili namioty. Plac wpobliżu grobów był pusty; rosnące tu niegdyś rośliny znikły z powierzchni pod wpływem częstych uroczystości pogrzebowych. Zato krzewy otaczały wgłębienie z prawej i lewe