— Gdzież jest twój namiot?
— Nie używam nigdy namiotu, lecz mieszkam stale we własnym domu w Suezie.
— Czemże ty jesteś?
— Handluję wszystkiem, co tylko pod rękę podpadnie, najchętniej jednak...
Nie dokończyłem, robiąc wiele mówiącą minę i gest ręką na znak, że nie wypada dokończyć rozpoczętego zdania.
— Zakazanym towarem? — podchwycił w sam czas.
— A gdyby tak było, czy wolno mi się przyznać do tego otwarcie?
— Mnie możesz to powiedzieć i bądź pewny, że cię nie zdradzę.
— Czasem istotnie milczenie więcej warte, niż mowa.
— O, nie zawsze. Jeżeli jakiś kupiec chce dobrze zarobić, to musi ostatecznie mówić z kimś o tem.
— W tym wypadku rzeczywiście wygadałem się z tego powodu, ale narazie nie o interes idzie.
— Jeżeli jednak się nie mylę, jeżeli dobrze cię zrozumiałem... Przybyliście tu na wielbłądach, a gdzie udacie się dalej?
— Kupować.
— Co?
— No, to — burknąłem niejasno, aby się raczej sam domyślał na swój sposób.
Strona:Karol May - Fakir el Fukara.djvu/108
Ta strona została skorygowana.
106