Strona:Karol May - Fakir el Fukara.djvu/116

Ta strona została skorygowana.

Mogłem uczynić to w obecności nieznajomego, ale obawiałem się, że on się pozna na mojej udanej modlitwie, a zresztą należało zawiadomić Ben Nila o rezultacie moich wywiadów, bo mógłby bardzo łatwo popełnić jaki błąd, unicestwiający moje plany odrazu. Oczywiście nie było czasu na długą, wyczerpującą mowę. Obcy mógł lada chwila zbliżyć się do nas, a Ben Nil nie był poinformowany o niczem. Dlatego rzekłem do niego krótko:
— Słuchaj! Ja jestem handlarzem niewolników z Suezu i nazywam się Amm Selad. Ty jesteś moim służącym i nazywasz się Omar. Obaj znamy Nassyra, od którego kupowałem niewolników, zaś naszym znajomym jest mokkadem. Wędrujemy z Chartumu w górę Nilu.
— Rozumiem effendi — skłonił głową Ben Nil.
— Ale na Allaha! Nie wyrywaj się ze słowem „effendi“, zwłaszcza jeżeli zachodzi obawa, że nas kto podsłuchuje. Jesteś człowiekiem bardzo wrażliwym i dlatego nie namawiam cię, byś mi dalej towarzyszył, ku czemu niezbędna jest szalona odwaga. Możesz więc zostać tutaj i zaczekać na karawanę.
— Ależ, panie, ja pójdę z tobą wszędzie, chociażby nawet na śmierć. Jeżeli przewidziane jest niebezpieczeństwo, to tem bardziej nie mogę cię opuścić.

114