Strona:Karol May - Fakir el Fukara.djvu/123

Ta strona została skorygowana.

Kotlinka ta równa, i bez jednego drzewa na całej swej przestrzeni, była właściwie łąką, na której niedawno skoszono trawę i poukładano w kopce. Trawa ta nazywa się omm sufah i rośnie na moczarach nad górnym Nilem w takiej ilości, że nieraz po deszczu woda ją podmywa i niesie ze sobą prawie na całej szerokości koryta, a żeglarze mają wiele do zwalczenia, gdy natrafią na te wały, uniemożliwiające zbyt często przejazd.
Naokoło ognisk spostrzegłem co najmniej stu ludzi rozmaitej rasy, Jedni byli ubrani zupełnie, inni do połowy, a byli nawet i całkiem nadzy, mający jedynie przepaskę na biodrach. Wpobliżu stogu trawy stało sześć wielkich beczek, a dalej na rzece, tuż przy samym brzegu stał na kotwicy statek, który ledwie było widać, bo powierzchnia wody znajdowała się znacznie niżej od poziomu łąki. Prawie nad samym brzegiem dogorywało nikłe ognisko, przy którem siedzieli trzej mężczyźni. Zaprowadzono nas do nich natychmiast i wszyscy trzej powstali na równe nogi.
Pierwszy z nich był średniego wzrostu, barczysty jednak i krępy; nosił długą czarną brodę i miał na sobie biały haik; poznałem go od pierwszego wejrzenia. Był to ten sam człowiek, którego ścigałem nadaremnie na Wadi el Berd, a który dosiadł wówczas białego wielbłąda, — Ibn Asl, we własnej swej

121