osobie, najsławniejszy z łowców niewolników. Sławny ten jegomość obrzucił nas od stóp do głów ostrem badawczem spojrzeniem, jakby chciał przeniknąć nas do głębi.
— Sallam, — pozdrowiłem go i chciałem dalej coś powiedzieć, ale on dał mi znak, bym milczał.
— Twoje nazwisko?
— Amm Selad z Suezu.
— A ten młodzieniec?
— Omar, mój pomocnik.
Nie chciałem powiedzieć, służący, bo: w takim razie Ben Nil nie mógłby pozostać razem z nami.
— Ile niewolników chcesz kupić?
— Ilu będzie do sprzedania.
— Komu ich dostarczasz?
Chwila jedna wystarczyła do namysłu, że nie wolno mi się wygadać, bo im więcej byłbym skromny, tem większe byłoby dla mnie niebezpieczeństwo. Jemu trzeba było dać do poznania, że ma przed sobą niebyle kogo, a przynajmniej nie niższego od siebie, Odpowiedziałem więc tym razem krótko i stanowczo:
— Temu, kto dobrze płaci. Sądzisz, że ja muszę wtajemniczać pierwszego lepszego człowieka w swoje handlowe interesy?
— Amm Selad, wystąpienie twoje jest bardzo pewne!
— Mógłżebyś oczekiwać czegoś innego
Strona:Karol May - Fakir el Fukara.djvu/124
Ta strona została skorygowana.
122