— Nie chciałem ci przeszkadzać, effendi, ale skoro jesteś już gotów, mogę teraz mówić, nieprawdaż? Przyrzekłeś, że wydasz mi starego fakira.
— No tak zupełnie, jak ci się zdaje, nie przyrzekałem.
— Słusznie, miałeś dowiedzieć się czegoś od niego, a potem pozwolić, bym go ukarał, jak na to zasłużył.
— Ale ja jeszcze z nim wcale nie mówiłem i bynajmiej mi się nie śpieszy.
— O, nie! Nie uwierzę w to wcale. Tobie bardzo zależy na tym wywiadzie i wiesz nawet dobrze, że mogłoby być za późno. Ociągasz się jednak, bo nie życzysz sobie jego śmierci.
— Allah go ukarze!
— No, oczywiście, ale za mojem pośrednictwem.
— Popatrz tylko, toż to siwowłosy i niedołężny starzec. Czyż miałbyś sumienie wbić mu nóż w piersi?
— Ale on miał sumienie zamknąć nas obu w studni, abyśmy tam marnie zginęli. A dziś, czy nie był gotów do wymordowania dwudziestu ludzi? Jeżeli go ułaskawisz, to popełnisz przez to wielki grzech wobec Allaha, który przecież i twoim jest Bogiem.
— To prawda — potwierdził przewodnik — i mnie zaglądała już śmierć w oczy z jego powodu tak samo, jak i żołnierzom, mamy więc
Strona:Karol May - Fakir el Fukara.djvu/24
Ta strona została skorygowana.
22