Strona:Karol May - Fakir el Fukara.djvu/29

Ta strona została skorygowana.

Ben Nil odepchnął go od siebie z taką siłą, jakiej byłbym nigdy nie przypuszczał u niego.
— Milcz! — krzyknął. — Co ty masz tutaj do rozkazywania! Na twoje słowa zważam tyle, co na brzęczenie muchy.
— Milcz sam, smarkaczu, bo jeżeli weźmie mnie ku temu ochota, zmiażdżę cię w moich rękach, jak nędznego komara.
— Spróbuj, nie bronię ci tego wcale.
Ben Nil miał już w ręce nóż, który przedtem z za pasa wyciągnął. Fakir el Fukara sięgnął teraz po swój nóż, lecz w tej chwili pospieszyłem ku niemu, wytrąciłem mu broń z ręki i krzyknąłem:
— Precz mi stąd, gdyż inaczej będziesz miał ze mną do czynienia.
— A ty ze mną! — odparł, pieniąc się ze złości.
— Ba! Ale mnie się zdaje, że miałeś już sposobność przekonać się, co znaczysz wobec mnie.
— No, no, poszczęściło ci się przypadkowo i nie mów hop, aż przeskoczysz. Bo czyż możliwe, żebyś miał więcej odwagi i zręczności, niż ja? Ja ci powiadam, że fakir el Fukara nie boi się żadnego nieprzyjaciela, choćby był olbrzymem lub samym djabłem. Zrozumiałeś?
Odpowiedź na to zamarła mi na ustach, gdyż w danej chwili do uszu naszych doleciał jakiś głos, podobny do dalekiego grzmotu albo

27