do wycia znajdującej się w pobliżu hyeny, która ze snu się przebudziła. Głos ten nie był mi obcy. Po chwili usłyszałem to samo i nie było najmniejszej wątpliwości, że to nie kto inny się zbliża, tylko jego królewska wysokość, król zwierząt i władca pustyni we własnej osobie.
— Czy i tego nieprzyjaciela się nie boisz? — spytałem fakira, wskazując w stronę, skąd dochodził nas ryk zwierzęcia.
— Powiedziałem, że nie boję się nikogo i niczego.
— I jesteś gotów stanąć przed nim oko w oko?
— Tak — zaśmiał się — ale tylko pod tym warunkiem, że ty mnie do niego zaprowadzisz.
— A więc dobrze, zgadzam się. Proszę za mną! — odpowiedziałem, zaglądając do strzelby, czy nabita.
— Widzę, że z ciebie nielada bohater — zauważył z szyderstwem, — skoro nie wahasz się walczyć z hyeną.
— Z hyeną? Jesteś chyba głuchy i nie słyszałeś głosu jego królewskiej mości.
— Jego królewskiej mości? Masz na myśli lwa?
— Tak jest, lwa.
— Ależ to z pewnością hyena. Ty sam jesteś głuchy, albo tak bojaź iwy, że hyenę bie-
Strona:Karol May - Fakir el Fukara.djvu/30
Ta strona została skorygowana.
28