Strona:Karol May - Fakir el Fukara.djvu/41

Ta strona została skorygowana.

wzrokiem przestrzeń, dzielącą go ode mnie. Za jednym susem nie mógł mnie dosięgnąć, na to trzeba było dwóch. Jeżeli go trafię w chwili, gdy po pierwszym skoku dotknie ziemi, to wygrana po mojej stronie, jeżeli zaś nie — to na drugi strzał zabraknie czasu.
Była to chwila iście piekielnej męki. Rozjuszony kot nie wydał z siebie żadnego głosu, co świadczyło o jego niezwykłej pewności siebie. Oto już rozpostarł przednie łapy szeroko, wzniósł je do góry, odbił się tylnemi i w chwili, gdy w oddaleniu dwunastu kroków przede mną wrył się pazurami w grunt — wypaliłem. Wstrząsł się cały i odbił w tył, jakby go kto pchnął silnie z przodu, i to było dla mnie znakiem, że kula nie chybiła, ale naprężona siła woli zwierzęcia i energja mięśni działały w dalszym ciągu. Potężne cielsko wzniosło się w powietrze, kierując się prosto na mnie tak, że poczułbym był z pewnością na ciele ostre pazury, gdyby mi było brakło przytomności umysłu. W momencie, gdy zwierz sięgnął w skoku najwyższego punktu, wypaliłem po raz drugi, wypuściłem strzelbę z rąk i szarpnąłem się gwałtownie, na bok, wyciągając równocześnie nóż z za pasa. Obrona ta jednak była na szczęście już zbyteczna. Zwierz leżał na grzbiecie, wierzgając nogami na jedną i drugą stronę w śmiertelnych, skurczach, poczem przeciągnął się straszliwie, buchnął pianą z otwar-

39