Strona:Karol May - Fakir el Fukara.djvu/43

Ta strona została skorygowana.

Wypowiedział jeszcze ten jeden wyraz, poczem wstał i, nie interesując się bynajmniej lwem, nie pytając o nic, czmychnął w las, aż się zakurzyło.
Chciał zapewne okazać mi w ten sposób wdzięczność za uratowanie mu życia. Ciekawy objaw; ale mniejsza o to. Fesarah słyszał moje słowa, otrząsnął się trochę z śmiertelnej trwogi i zapytał:
— Czy naprawdę już nie żyje?
— Z wszelką pewnością.
— I można go zobaczyć i dotknąć?
— Można.
— W takim razie zawołam żołnierzy, niech się przekonają o naszym triumfie, niech sławią naszą waleczność!...
Nie mogłem się powstrzymać od śmiechu na tę słowa. Mówił o „naszym“ triumfie „naszej“ waleczności... i byłem bardzo ciekaw zobaczyć lwa, którego on tak „walecznie“ położył, ale przedewszystkiem trzeba było przypatrzyć się bliżej mojej zdobyczy. Towarzysze obozowi jednak nie śpieszyli się bardzo, nie biegli na miejsce zwycięstwa z okrzykami radości, lecz posuwali się z niedowierzaniem i obawą, zachowując się nadzwyczaj ostrożnie i cicho.
Lew był tak olbrzymich rozmiarów, że aczkolwiek bez życia, napełniał obecnych śmiertelną grozą. Musiałem użyć całej swojej powagi, nim udało mi się przekonać żołnierzy,

41