Strona:Karol May - Fakir el Fukara.djvu/59

Ta strona została skorygowana.

spokój, trzeba było ostatecznie z tem skończyć. Fakir el Fukara, usłyszawszy żądanie Ben Nila, przystąpił do mnie i ozwał się tonem prawdziwego przygnębienia:
— Niedawno, effendi, wystąpiłem tu w obronie życia człowieka, którego mieliście skazać na śmierć, a który należy do grona moich przyjaciół. My się znamy o wiele bliżej, niż ci się zdaje, przekonuję się jednak, że jestem za słaby wobec was, i moja obrona na nic by mu się nie przydała. Zresztą wierzę już teraz, że dałbyś sobie radę z dziesięcioma takimi, jak ja, fakirami, winienem ci wdzięczność za ocalenie życia i dlatego nie będę działał wbrew twej woli Nie mieszam się więc wcale do tej sprawy, jak sobie wyraźnie to zastrzegłeś, ale nie mogąc patrzeć obojętnie na mękę i śmierć przyjaciela, oddalę się stąd, dopóki nie będziecie z tem gotowi.
To mówiąc, odszedł poza obręb obozu i usiadł na ziemi, obrócony do nas plecami. Ben Nil stał tak samo, jak przedtem, z nożem w ręku i zapytał:
— A zatem nie masz nic przeciw temu, effendi, abym się zemścił.
— Powiedziałam ci już, że jeżeli jesteś w możności zakłuć bezbronnego starca, to spróbuj, nie przeszkadzam.
— Już ja wiem, do czego obowiązuje

57