Strona:Karol May - Fakir el Fukara.djvu/98

Ta strona została skorygowana.

chwili poznać mnie bliżej, Wypocząłem już dostatecznie i chciałbym się udać w dalszą drogę do Chartumu; proszę cię więc, wybierz dla mnie wielbłąda!
— Chętnie to uczynię, ale dopiero rano.
— Teraz nie? Przyrzekłeś mi przecie...
— Naturalnie i przyrzeczenia dotrzymam
— W takim razie obojętne ci jest, czy darujesz mi wielbłąda teraz, czy później.
— Sądzę, że i tobie również.
— O, nie, ja muszę odjechać teraz.
— A ja jestem przekonany, że odjedziesz rano.
— Mówię ci jednak, że...
— A ja ci mówię, — przerwałem ostro, że wszystko to, co mówisz, jest mi zupełnie obojętne. Wiem tylko to, że zostaniesz tutaj do rana i odjedziesz dopiero razem z nami.
— Ależ co tobie się stało, effendi? Już ja wiem, co robię i co mam robić. Czyżbym nie był już panem swej woli?
Wstałem i on równocześnie zerwał się, patrząc na mnie dość groźnie.
— Nie puszczę cię.
— Jakiem prawem?
— Prawem przemocy. Jestem władcą i panem nad tą studnią, i nic się tu nie może stać bez mego pozwolenia.
Fakir miał strzelbę przy sobie, ja zaś pamiętałem o wszystkiem, prócz tego, że on na-

96