Strona:Karol May - Fakir el Fukara.djvu/99

Ta strona została skorygowana.

gle może umknąć. A że karabin swój zostawiłem przy ognisku, mógł znakomity uczony myśleć spokojnie i bez obawy o ucieczce.
— Obiecałeś mi dać wielbłąda, abym mógł przedsięwziąć dalszą podróż, — rzekł tonem stanowczości — zdaję się więc na twoje słowo.
— Otrzymasz wielbłąda i pojedziesz, lecz kiedy, — o tem nie było żadnej wzmianki. Pojedziemy wszyscy raniutko.
— Mnie jednak tak się bardzo śpieszy, że bezwarunkowo czekać na was nie mogę.
— Czemuż nie powiedziałeś mi tego wcześniej? Zdawało mi się, że ci wcale nieśpieszno, a zresztą my pojedziemy bardzo szybko i wcale nie stracisz na czasie, gdy zaczekasz na nas.
— Ależ, effendi, dla mnie zbyteczne jest towarzystwo i jakakolwiek ochrona; podróżując sam jeden, będę się czuł o wiele bezpieczniejszym, niż razem z chrześcijaninem, którego obecność mogłaby mnie właśnie narazić na niebezpieczeństwa.
— Mam przecie żołnierzy, a zresztą obstaję stanowczo przy tem, że nie odjedziesz wcześniej od nas.
— Jakiem prawem obchodzisz się ze mną, jak z jeńcem, radbym wiedzieć!
— Prawem obrony własnego życia; oko-

97