Strona:Karol May - Grobowiec Rodrigandów.djvu/100

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy marynarz wyszedł, Cortejo rzekł do Landoli:
— Co to znaczy, sennor Landola? Nazwisko Rodriganda jest mu znane.
— Tak. Musimy być bardzo ostrożni. Gdybyście nie wymienili tego nazwiska, nie byłby nas zabrał.
— Mimo to żałuję, że je wymieniłem.
— Zobaczymy, co będzie dalej.
Po chwili wszedł Peters z wodą i miednicą.
— Byliście długo w Rio? — zapytał Cortejo.
— Trzy dni — brzmiała odpowiedź.
— Skąd płyniecie?
— Z Kap Horn.
— Z Australji?
— Właściwie tak, ale ostatnio byliśmy w Meksyku.
— W którymś z portów zachodnich?
— W Guaymas.
— Ładowaliście towar?
— Nie. Wysadziliśmy pasażerów.
— Czy być może? Przecież kapitan powiedział, że to nie pasażerski statek.
— Powiedział prawdę. Parowiec należy do hrabiego Fernando de Rodriganda.
Obydwaj przyjaciele spojrzeli po sobie z przerażeniem; tego jednak marynarz nie zauważył.
— Fernando de Rodriganda? — rzekł Cortejo starając się odzyskać równowagę. — Znasz tego pana?
— Nie. Nigdy go nie widziałem.

96