Rodriganda. Jakże się wydostaniecie z pułapki, którąście sami sobie zgotowali?
— To drobnostka. Przecież mogę cieszyć się zaufaniem hrabiego Alfonsa, nie będąc wrogiem tamtych.
— Musimy podkreślić, że znamy hrabiego Manuela.
— Dobrze, doskonała myśl! Mam nadzieję, że otrzymamy o planach Sternaua dostateczne wiadomości i dojdziemy szybko do celu. — —
W kotłach zebrała się wystarczająca ilość pary. Statek podniósł kotwicę i wypłynął na morze. Kapitan stał czas jakiś na pomoście komendanta. Gdy minęli port, zszedł z pomostu, oddając ster w ręce sternika.
Peters podszedł doń i, przykładając dłoń do czapki, rzekł:
— Kapitanie!
— Czego chcesz, mój chłopcze? — zapytał Wagner, przyzwyczajony do serdecznego obejścia z podwładnymi.
— Pasażerowie...
— No, cóż ci pasażerowie?
— Hm! Są przeraźliwie ciekawi.
— No, no. O cóż im chodzi?
— Pytają ciągle o statek.
— To nic nie szkodzi.
— I o hrabiego Rodriganda.
— Cóż w tem złego?
— Uderzyło mnie to, że podczas gdy jeden pytał, drugi rozdziawiał gębę jak wieloryb.
Strona:Karol May - Grobowiec Rodrigandów.djvu/103
Ta strona została uwierzytelniona.
99