Strona:Karol May - Grobowiec Rodrigandów.djvu/109

Ta strona została uwierzytelniona.

dokładną znajomość stosunków, panujących w rodzinie Rodrigandów. Biada winnym, gdy się nareszcie wszystko wyjaśni! Zmiażdżę ich najbezwzględniejszemi paragrafami ustaw!
Podniósł się z miejsca i tak doskonale udawał entuzjazm, że porwał kapitana. Wagner również zerwał się z krzesła, wyciągnął do Corteja ręce i zawołał:
— Doskonale, chcę być z panem zupełnie szczery! Czy wie pan, do kogo należy ten statek? Do hrabiego Fernanda de Rodriganda.
— To być nie może! Hrabia przecież nie żyje!
— Skądże znowu? Żyje!
— Co? Żyje? Hrabia Fernando żyje? Na miłość Boską, gdzież jest?
— Tylko cierpliwości! — rzekł kapitan, mimo że sam odczuwał zniecierpliwienie — Opowiem jeszcze więcej. Czy wiadomo panu, kto żyje jeszcze, oprócz hrabiego? Sternau i domniemany dziedzic hrabiego — Mariano. Rozmawiałem z nim, spędziliśmy razem na tym statku sporo czasu.
— Niech pan opowiada, sennor! Albo niech mi pan raczej pozwoli stawiać pytania!
— Ależ chętnie! Niech pan pyta.
— Znam historję Sternaua aż do chwili jego wyjazdu z Hiszpanji. Poco wyjechał do Meksyku?
— Aby odnaleźć niejakiego Landolę. Nazwisko to jest panu zapewne nieznane?
— Nie, nie znam go. Cóżto za człowiek?
— Nazywa się Henrico Landola; jest kapitanem.

105