Strona:Karol May - Grobowiec Rodrigandów.djvu/110

Ta strona została uwierzytelniona.

W rzeczywistości to sławny Grandeprise, komendant statku pirackiego „Lion“. Zapewne znacie panowie jego historję?
— Tak, przypominam sobie, — odparł Cortejo.
— Właściwymi sprawcami — ciągnął kapitan — są dwaj bracia Cortejowie. Ten przeklęty Landola jest ich zausznikiem i wykonawcą zleceń. Starłbym na miazgę, gdyby mi się kiedyś udało dostać go w swe ręce.
— Na nic lepszego nie zasłużył — zauważył Landola.
Kapitan ciągnął dalej:
— Znacie może niejaką Klaryssę, która przebywa obecnie w Rodrigandzie?
— Owszem — odparł Cortejo.
— Gasparino Cortejo poślubił ją w tajemnicy. Powiła syna. Rodzice chcieli, aby syn ten został hrabią Rodriganda i dlatego podstawili go jako dziecko hrabiego Manuela.
— To wprost nie do wiary!
— A jednak to prawda. Mały Rodriganda miał jechać w odwiedziny do Meksyku, do swego stryja. Wykradziono go i oddano w ręce pewnego bryganta[1], który małego miał uśmiercić. Nie zabił dziecka, dał mu dobre wychowanie. Nazwano go Marianem. Jako dorosły mężczyzna przybył do Rodriganda pod przybranem nazwiskiem porucznika huzarów Alfreda de Lautreville.

Cortejo musiał panować nad sobą, aby nie zakląć siarczyście. Po chwili zawołał:

  1. Bryganci z Maladetta. Zbioru K. Maya t. 15.
106