Strona:Karol May - Grobowiec Rodrigandów.djvu/113

Ta strona została uwierzytelniona.

skończonego oceanu na podstawie opowiadań dziewczyny, płynącej w tratwie, którą porwały fale.
— Nie moja w tem zasługa — odparł Wagner. — To Sternau określił wysokość i szerokość wyspy, nie posługując się żadnym instrumentem. Emma zapamiętała stopnie szerokości zupełnie przypadkowo.
— Ach, tak! — odparł Landola. — Bądź co bądź Sternau dokonał sztuki nielada.
— To prawda. Przybyliśmy do Indyj Wschodnich. Tam za część skarbu, którą hrabia zabrał sułtanowi, kupiliśmy okręt. Resztę skarbu zużył hrabia na kupno angielskiej pożyczki państwowej, zostawiając sobie tylko klejnoty. Odpłynęliśmy, znaleźliśmy wyspę, zabraliśmy tych nieszczęśliwych i udaliśmy się do Meksyku.
— Dlaczego właśnie tam?
— Chciała tego większość, a zresztą kraj ten leżał nabliżej wyspy. Wylądowaliśmy w Guaymas. Tam otrzymałem rozkaz udania się przez Kap Horn do Veracruz, skąd zawieźć mam do ojczyzny Sternaua i towarzyszy.
— Kiedy mają przybyć do Veracruz?
— To jeszcze niewiadome. Poślę gońca do Meksyku. Przypuszczam, że znajdzie hrabiego w zamku Rodrigandów. Gdyby go nie było, każę szukać w hacjendzie del Erina. Tam otrzymam pewne informacje. No, sennores, mój wolny czas się skończył.
Kapitan spojrzał na zegarek i wstał.
— Dziękujemy z całej duszy! — rzekł Cortejo. — Słowa pańskie wywarły na mnie głębokie, niezatarte wrażenie.

109