możesz nam udzielić jakichś informacyj o sennorze Pablu, lub sennoricie Józefie?
— Nie.
— Do djaska! A dlaczego?
— Otrzymałem od sennority list, który miałem wysłać do sennora Gasparina Cortejo. Zaopatrzyłem go numerem 87. Czy list doszedł?
— Tak — odparł Cortejo. — Otrzymałem na dwa dni przed naszym wyjazdem.
— Od tego czasu nie dotarły do mnie żadne wiadomości. W stolicy pełno Francuzów.
— Do kroćset! W takim razie nie można być pewnym dnia, ani godziny.
— Tak, trzymają wszystkich ostro. Imienia Corteja w każdym razie nie należy głośno wymieniać.
— Ani mi to w głowie! Nazywam się Antonio Veridante, jestem pełnomocnikiem hrabiego Alfonsa de Rodriganda. A to mój sekretarz. Zapamiętaj to sobie na wszelki wypadek.
Agent zanotował nazwisko i rzekł:
— Muszę wam jeszcze coś zameldować, sennores. Od kilku tygodni bawi tu człowiek, który codziennie pyta, czy nie było listu od sennora Corteja z Hiszpanji. Pokazał mi pełnomocnictwo, podpisane przez Pabla Corteja, który upoważnia go do odbioru listu. Zjawia się niesłychanie punktualnie o... — agent spojrzał na zegarek i dodał: — Za minutę powinien tu być.
— Jestem bardzo ciekaw — rzekł Cortejo.
Ledwie zdążył wypowiedzieć te słowa, rozległo się krótkie pukanie. Na odpowiedź agenta: — Wejść! —
Strona:Karol May - Grobowiec Rodrigandów.djvu/117
Ta strona została uwierzytelniona.
113