Strona:Karol May - Grobowiec Rodrigandów.djvu/127

Ta strona została uwierzytelniona.

— To chwilowo wystarczy — rzekł Kurt. — Reszta na później. Przeszukał pan całe miasto?
— Tak. Niestety, bez rezultatu.
— Był pan na dworcu?
Poczciwy kapitan stropił się.
— Na dworcu? O tem nie pomyślałem.
— Nie pomyślał pan? — zapytał Kurt ze zdumieniem. — Sądzę, że przedewszystkiem należało zasięgnąć języka na dworcu. Komu śpieszno, ten nie jedzie konno, ani dyliżansem, tylko koleją. Ruszajmy więc na dworzec! — — —


123