Strona:Karol May - Grobowiec Rodrigandów.djvu/13

Ta strona została uwierzytelniona.

Oho! — przerwał trapper. — Czyż nie zapłaciłem tyleż?
— Być może — oświadczył zawiadowca, wzruszając ramionami.
— Czy noszę porwane łachmany?
— To nie, ale mniemam...
W tej chwili maszynista dał znak, że już zamierza ruszyć.
— Moi panowie, — rzekł Ravenow — słyszę, że czas jechać. Żądam ukarania tego bezczelnego człowieka.
— Bezczelny? — zawołał Sępi Dziób. — Czy chcesz dostać ponownie po buzi?
— Spokój! — nakazał zawiadowca. — Skoro pan żąda ukarania tego człowieka, to muszę pana prosić, abyś przerwał podróż celem zaprotokółowania zeznań.
— Nie mam na to czasu. Muszę o oznaczonej godzinie być w stolicy.
— Bardzo ubolewam. Obecność pana jest niezbędna.
— Czyż mam przez bezczelnego draba tracić czas? Nie uważam zresztą, aby trzeba było koniecznie na miejscu sporządzić protokół. Poprostu, zaaresztuj pan tego draba, każ przesłuchać, a następnie pośli akta do Berlina, aby uzupełnić mojemi zeznaniami. Adres mój znajdzie pan na wizytówce.
— Do usług, wielmożny panie.
Urzędnik podszedł do drzwi przedziału.
— Wysiadaj pan! — rozkazał trapperowi. — Jest pan aresztowany.

9