Strona:Karol May - Grobowiec Rodrigandów.djvu/138

Ta strona została uwierzytelniona.

każda niemal pozycja książek, które prowadził, każda cyfra, w nich zawarta. Oszukał hrabiego Rodrigandę na ogromne sumy. Już za te sprzeniewierstwa zasługuje na stryczek. Fakt, że zachciało mu się prezydentury, jest błazeńskiem szaleństwem.
— A więc naprawdę przebywa poza granicami kraju?
— Tego nie wiem. Ma mi pan jeszcze coś do powiedzenia?
— Wobec takiego stanu rzeczy — nic.
— Przykro mi, że mnie pan niepokoił. Żegnam. Adieu!
Notarjusz został sam w pokoju. Nigdy w życiu nie spotkał go podobny afront.
— Czekaj, chłopcze, ja ci jeszcze pokażę! — rzekł, zgrzytając zębami. — Przyjdzie chwila, w której odpłacę ci pięknem za nadobne.
Cortejo opuścił pałac. Gdy przechodził przez ostatni pokój, obrzuciły go szydercze spojrzenia pochylonych nad aktami urzędników. Udał, że ich nie widzi. Na ulicy zapytał o adres pełnomocnika hiszpańskiego i poszedł tam natychmiast. Wpuszczono go po długiem wyczekiwaniu. Ku swemu oburzeniu dowiedział się, że admistracja dobrze go poinformowała. Nie pozostało nic innego, tylko wrócić do Landoli, nie załatwiwszy sprawy. Landola czekał na Corteja z wielką niecierpliwością.
— Mam wrażenie, że was spotkało coś niemiłego.
— Nie mylicie się — odparł Cortejo z niezadowo-

134