Strona:Karol May - Grobowiec Rodrigandów.djvu/139

Ta strona została uwierzytelniona.

leniem i w krótkich słowach opowiedział, co mu się przytrafiło.
— A więc ta sprawa wygląda beznadziejnie — rzekł Landola. — Cóż teraz poczniemy?
— Musimy napełnić trumnę. Zaraz potem pojedziemy do klasztoru della Barbara.
— Czemże napełnimy trumnę?
Mimo, iż byli sami w pokoju. Cortejo rzekł ostrzegawczo:
— Nie tak głośno. Mógłby ktoś usłyszeć. Pytacie, czem napełnimy trumnę? Oczywiście włożymy do niej trupa.
— Dowiemy się, kto gdzie umarł, zrabujemy trupa i złożymy go do grobowca Rodrigandów, do pustej trumny don Fernanda, czy tak?
— Byłoby to szaleństwem. Jesteście chyba tego samego zdania, co ja, że wrogowie nasi mogą nam umknąć?
— Tak. Byłaby to djablo przykra historja!
— W takim razie przybędą do stolicy i zajmą się przedewszystkiem przeszukaniem grobowca.
— To bardzo prawdopodobne i równocześnie bardzo dla nas korzystne. Znalezienie zwłok rozwiałoby wątpliwości, czy don Fernando istotnie umarł.
Ach! — rzekł Cortejo tonem wyższości.
— No tak. Jesteście przeciwnego zdania?
— Najzupełniej przeciwnego. Niechże mi sennor secretario powie w swej mądrości, coby, jego zdaniem, ludzie ci naprzód zrobili z trupem?
— Oczywiście zaczęliby badać.
— I cóżby zauważyli?

135