niejsze pytanie. Czy potraficie zachować w podziemiach zimną krew?
— Do licha! Sądzicie, że się boję?
— Jednakże jest różnica między zbrojną walką z wrogiem żywym, a zejściem w ciemną noc do podziemi, dotknięciem trupa, rozebraniem go, włożeniem nań innego ubrania.
— To się zrobi. Wszystko mi jedno, czy mam ubierać żywego człowieka, czy też umrzyka. Nie lękałbym się, gdyby to nawet był sam djabeł. Przeciwnie, gdyby się zerwał na równe nogi, poprosiłbym go o przypalenie papierosa. Jeżeli więc chodzi o moja osobę, możecie się nie obawiać. Uważajcie na siebie, aby wam ze strachu nie przyszła chętka do ucieczki.
— Jestem o siebie zupełnie spokojny. Ale wasz brat?
— On trupa wcale nie zobaczy. Będzie stał na warcie. Nie powinien nawet widzieć, co robimy z truposzem. Powiemy mu tylko to, co uznamy za konieczne. No, trzeba się teraz rozejrzeć za drabiną!
Znaleźli drabinę w kącie cmentarza, gdzie grabarz zwykł był przechowywać narzędzia. Załatwiwszy na cmentarzu wszystko, co uplanowali, wrócili do miasta. U handlarza ubrań kupili odpowiedni przyodziewek.
Wrócili do gospody na obiad. Nie chcąc zwracać na siebie uwagi, postanowili spożyć go w swoim pokoju. Kazali podać trzy nakrycia, gdyż Grandeprise obudził się tymczasem. Nie zachwycał go wyszukany
Strona:Karol May - Grobowiec Rodrigandów.djvu/144
Ta strona została uwierzytelniona.
140