Strona:Karol May - Grobowiec Rodrigandów.djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.

Sępi Dziób wysiadł, wziął worek i futerał i czekał na dalszy bieg wypadków. Oczy wszystkich były weń utkwione. Hrabia natomiast wsiadł z triumfującą miną i pożegnał łaskawem kiwnięciem urzędników kolejowych. Zawiadowca dał znak. Rozległo się gwizdnięcie; pociąg ruszył.
— Chodź pan za mną! — rozkazał zawiadowca.
Udali się do kancelarji zawiadowcy, który tymczasem posłał po policję. Była to mała stacyjka. Czuwał tylko jeden strażnik. Upłynęło sporo czasu, zanim przybiegł.
Sępi Dziób zachowywał się spokojnie, ile że zawiadowca nie nawiązywał z nim rozmowy. Kiedy policjant przyszedł, urzędnik opowiedział mu przebieg zdarzenia.
Przedstawiciel porządku publicznego oglądał pasażera wyniosłem spojrzeniem.
— Pan spoliczkował hrabiego v. Ravenowa? — zapytał.
— Tak, — skinął trapper — bo mnie obraził.
— Zwrócił tylko panu uwagę, że pierwsza klasa nie jest dla pana.
— Do pioruna! Takiem samem prawem mogłem twierdzić, że nie jest dla hrabiego. Nazwał mnie gałganem, aczkolwiek nic złego mu nie wyrządziłem. Kto więc jest winien?
— Nie powinien pan był bić, tylko zameldować policji.
— Nie miałem czasu. Podobnie on mógł mnie zameldować, skoro myślał, że się nie nadaję do pierwszej klasy, — a nie zelżyć.

11