— Poświećcie dokoła! — rzekł Landola.
I teraz nie zauważyli niczego, coby wywołać mogło niepokój.
— Miałem rację — ciągnął Landola. — Otworzyliście drzwi jednym z kluczy, nie spostrzegłszy nawet. No, teraz możemy przystąpić do dzieła! Gdzie trumna don Fernanda?
— Tu — odparł Cortejo.
Przy tych słowach wskazał na trumnę, na której widniał wyryty złotemi zgłoskami napis:
hrabia de Rodriganda y Sevilla.
— Trumna jest — oczywiście — pusta — rzekł Landola.
— Niestety. Wolałbym, gdyby w niej leżał zmarły. Ciekawa rzecz, czy postąpilibyście teraz w myśl swoich przechwałek — poprosilibyście o przypalenie papierosa, gdyby tak wstał z grobu?
— Uczyniłbym to, sennor Cortejo.
— Nie wierzę, sennor Landola! W każdym razie nie w tem przebraniu. Bez przebrania i maski stalibyście jak mur, w to wierzę, bo djabeł was zna i wiedziałby, że nie uciekniecie. Ale na widok waszej zamaskowanej twarzy chwyciłby was z pewnością za kołnierz.
— Tak przypuszczacie? — rzekł Landola z uśmiechem. — Spróbujmy! Podnieśmy wieko. Niech się djabeł ukaże!