Strona:Karol May - Grobowiec Rodrigandów.djvu/28

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pułkowniku, czy wie pan, kto to jest? — szepnął cicho.
Zapytany odparł półgłosem:
— Na pewno ten jegomość, którego straszliwy nos wyglądał z okna specjalnego pociągu.
— To ten łotr! Ten włóczęga, który — — ach, ten policzek!
— Do stu par piorunów! Sądziłem, że aresztowany?
— Tak. Zapewne powtórnie uciekł.
— Pociągiem specjalnym?
— Kto może wiedzieć, jak się to stało. Kiedy przybędziemy do najbliższej stacji?
— Za sześć minut dotrzemy do Biederitz.
— Tam każemy go aresztować.
— Czy się pan nie myli? Czy wie pan na pewno, że to on?
— Jakżebym mógł sią mylić wobec takiego nosa i puzonu?
Pułkownik wypiął się pysznie, zwrócił się do Sępiego Dzioba i zapytał:
— Kim pan jesteś?
Sępi Dziób nie odpowiadał.
— Kim pan jesteś? — powtórzył Winslow.
Znowu nie było odpowiedzi.
— Słyszy pan! Pytałem, kim jesteś?
Trapper skinął przyjaźnie.
— Kim jestem? Podróżnym.
— Wiem o tem! Chcę znać nazwisko pana.
— O biada! Nie mam akurat pod ręką.
— Nie udawaj pan warjata! Skąd przybywasz?

24