Strona:Karol May - Grobowiec Rodrigandów.djvu/30

Ta strona została uwierzytelniona.

Siedział jeszcze, mimo że Winslow stał nad nim.
— Co? — odpowiedział pułkownik. — Śmiesz mi pan rozkazywać? Bierz zatem, co ci się należy!
Zamierzył się, ale w tej samej niemal chwili krzyknął przeraźliwie. Trapper odparował cios i po boksersku uderzył pułkownika w okolicę podołka, pozbawiając go zdolności do dalszej walki.
Ravenow nie mógł pomóc sojusznikowi; po ostatnim policzku dosyć miał walki. Pułkownik zwalił się na ziemię i jęczał.
— To macie za zatraconego włóczykija! — zawołał Sępi Dziób. — Nauczę was uprzejmości!
— Człowieku, jakżeś się ośmielił? — jęczał pułkownik. — Każę cię aresztować!
Maszyna sygnalizowała, że dociera do stacji. Skoro się pociąg zatrzymał, Sępi Dziób otworzył okno i zawołał konduktora. Ten przybiegł szybko.
— Co pan rozkaże? — zapytał gorliwie.
— Prędzej sprowadźcie kierownika ruchu i zawiadowcę stacji! Napadnięto na mnie w tym przedziale.
Poskutkowało natychmiast. Konduktor uwinął się w okamgnieniu i sprowadził obu urzędników. Trapper rozparł się w oknie, zajmując całą jego szerokość.
— Co się stało? Czego pan sobie życzy? — zapytał zdaleka kierownik ruchu.
— Jak długo pociąg tu stoi?
— Tylko minutę. Już upłynęła. Musimy jechać.
— Miej pan cierpliwość na jeszcze jedną. Dłużej nie będę pana zatrzymywał. Panie zawiadowco, dziś

26