dwukrotnie napadnięto na mnie w przedziale. Proszę aresztować obu moich współpasażerów. Oto mój paszport!
Sępi Dziób podał dokument. Noc jeszcze była. Zawiadowca zbadał dokument przy świetle latarki i rzekł:
— Jestem do usług, panie kapitanie. Któż to są ci ludzie?
— Jeden podaje się za hrabiego, a drugi jest jego wspólnikiem. Na szczęście udało mi się obu chwilowo obezwładnić. Czy mam wysiąść?
— Proszę bardzo. Ludzie, tutaj!
Nie było na stacji policjanta. Natomiast zbiegli się robotnicy kolejowi w dostatecznej liczbie, aby sobie poradzić z dwoma ludźmi. Pułkownik i Ravenow słyszeli każde słówko i obaj byli tak zaskoczeni niespodziewanym obrotem rzeczy, że siedzieli w milczeniu, nawet wówczas, kiedy konduktor otworzył drzwi i Amerykanin wyskoczył.
— Gdzie oni? — zapytał zawiadowca.
— Tam siedzą — odpowiedział Sępi Dziób.
Zawiadowca zajrzał do przedziału i rozkazał:
— Proszę wysiąść. Ale prędko!
— Nic podobnego! — wzbraniał się pułkownik. — Jesteśmy...
— Wiem już — przerwał urzędnik. — Wyjść! Fora!
— Piekło i zatracenie! — krzyknął Ravenow. — Czy wie pan, że jestem podporucznik hrabia v. Ravenow!
Urzędnik zmierzył go okiem od stóp do głów i odpowiedział, wzruszając ramionami:
— Pięknie. Wygląda pan właśnie na hrabiego!
Strona:Karol May - Grobowiec Rodrigandów.djvu/31
Ta strona została uwierzytelniona.
27