czyłem nowym policzkiem, a drugiego uderzyłem w podołek. Na szczęście wnet przybyliśmy na tę stację. Gdyby zawczasu wrócili do sił, byłoby już po mnie.
— Wezmę ich za czuby. Ale, czy uważa pan tego drugiego również za Austrjaka?
— Nie, za Rosjanina. Wie pan wszak, że Rosja właśnie teraz obsadza pruskie granice. Licho wie, czego ten człowiek szuka w Niemczech.
— Dowiemy się. Pozwoli pan, że ich przesłucham?
— Chętnie.
— Naturalnie w pana obecności. Proszę, niech mi pan towarzyszy!
Zawiadowca zaprowadził Sępiego Dzioba do pokoju, gdzie wyczekiwali obaj aresztanci. Dwaj robotnicy strzegli ich czujnie.
Skoro zawiadowca i trapper ukazali się na progu, Ravenow wybuchnął:
— Jak pan śmie traktować nas jak więźniów?
— Spokój! — zawołał urzędnik. — Odzywaj się pan tylko wówczas, kiedy go pytają.
Sępi Dziób usiadł na krześle. Pułkownik, zapytany o nazwisko, natychmiast je wymienił.
— Czy ma pan dowód?
— Poco? Nie potrzebuję chyba zabierać ze sobą tuzina paszportów, kiedy odbywam podróż z Wolfenbüttelu do Berlina.
— Hm, hm. Czy zna pan Rosję?
— Byłem tam na urlopie. Mam w Moskwie krewnych. Ale pocóż się pan pyta o Rosję?
— Wie pan lepiej, niż ja.
Strona:Karol May - Grobowiec Rodrigandów.djvu/35
Ta strona została uwierzytelniona.
31