Strona:Karol May - Grobowiec Rodrigandów.djvu/64

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak.
— Gdzie pan był teraz podczas nieobecności w gospodzie?
— Na spacerze.
— Gdzie?
— Jestem cudzoziemcem. Nie znam ulic.
— Czy nie obejrzał pan czasem mieszkania pana v. Bismarcka?
— Być może.
— Jesteś kutym grzesznikiem! Innyby zbladł, zadrżał w kolanach, dowiedziawszy sie, że jego plany obrócone wniwecz. Pan zaś pozostałeś spokojny.
— Niech mnie pan trochę w tem drżeniu wyręczy.
— Niebawem przestanie pan żartować! Zapierał się pan posiadania innej jeszcze broni. A jednak przywiózł pan strzelbę piorunującą, maszynę piekielną, czy coś w tym rodzaju. Wyznaje pan?
Westman ze zdziwieniem spojrzał na policjanta.
— Strzelbę piorunującą? Maszynę piekielną?
— Tak, z mosiądzu, czy też metalu armatniego.
Teraz dopiero Sępi Dziób zrozumiał, co się święci. Z trudem pohamował śmiech.
— Nic o tem nie wiem.
— Przekonamy pana!
— Proszę bardzo.
— Czemu zamknął pan sypialnię?
— Czy zechce mi pan zabronić?
— Nie, ale każę ją panu otworzyć. Pragniemy nawiązać bliższą znajomość z bagażem pana.
— Jestem wszak w pańskiej mocy. Ale ostrze-

60