Strona:Karol May - Grobowiec Rodrigandów.djvu/69

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak. Tu, w przedniej kieszeni fraka.
Ach! Dawaj pan.
— Wyjm sam, skoroś mnie spętał!
Urzędnik wyciągnął papier i przeczytał. Podał następnie kolegom i rzekł:
— Dokument jest prawdziwy, ale to nie zmienia sytuacji, jak się wnet przekonamy. — I, zwrócony do Sępiego Dzioba, dodał: — Powiedział pan kelnerce, że chcesz iść do pana v. Bismarcka?
— Tak.
— I że nie będzie pan sobie robił z nim wiele ceregieli?
— Nie. Powiedziałem tylko, że u Bismarcka obejdę się bez ceregieli, skoro mnie doń nie wpuszczą.
— To wybieg!
— Zapytaj kelnerki.
Wachmistrz zapytał. Przyznała, że aresztowany istotnie tak powiedział, jak teraz podaje. Urzędnik znowu stracił argument.
— Ale to tylko wybieg! Spróbujno pan pójść do ministra. Zobaczysz, czy cię wpuszczą w przyodziewku, w jakim teraz stoisz przede mną.
— Ba! Prędzej puszczą mnie, niż takiego, co stary puzon bierze za maszynę piekielną. Zresztą, mogę panu oświadczyć, że byłem już u pana v. Bismarcka.
— Kiedy to? — zapytał urągliwie policjant.
— Tuż przed moim powrotem.

65